Około godz. 20-tej, jako Łowczy koła odbieram telefon od mieszkanki naszego obwodu ze zgłoszeniem o zaplątanym w ostre krzewy zwierzęciu. Wraz z młodym myśliwym Mateuszem i Olą zjawiamy się na miejscu po 10 minutach. Wcześniej zadzwoniłem do lek. Weterynarii z prośbą o pomoc. Powiadomiony został również ośrodek który zajmuje się dzikimi zwierzętami. Na miejscu zastajemy skrajnie wyczerpanego koźlaczka, szukamy i rozpytujemy czy ktoś widział matkę , po wstępnej ocenie wygląda że nie był karmiony od kilku dni, zabieramy go do lekarza. W lecznicy okazuje się że koźlak między świecami na części czołowej główki ma otwarte rany , a w nich niestety ogromna ilość pozostałości po muchach czyli robaki. Kroplówka, antybiotyk i walka z robakami. Około północy zabieram opatrzonego koźlaczka do domu, rokowania bardzo złe, ale czekam i czuwam że da radę, niestety nie przeżył nocy. Pozostała bezradność i bezsilność, ale wychowany w tradycji łowieckiej i poszanowaniu dla zwierząt uważam że zrobiliśmy wszystko co było możliwe. Wielkie podziękowania dla naszego lekarza weterynarii Pana Wacława Rodka za bezinteresowna pomoc, walkę o życie i dla ludzi dobrej woli i serca którzy nas zawiadomili.
Darz bór
Grzegorz Jelonek
[Not a valid template]